Jako że wróciłam ostatnio do seriali kostiumowych, postanowiłam od razu pójść za ciosem i cofnąć się o jeszcze kilkadziesiąt lat, do końcówki XVIII wieku. Tylko że klimat tu zupełnie inny, bo "Garrow's Law" to dramat sądowy, i to z czasów, w których instytucje sądowe działały w sposób współczesnego widza rażący niesprawiedliwością, a wyroki śmierci wydawano lekką ręką, między łykiem wina a kęsem ciasta.
Tytułowa postać Williama Garrowa oparta jest -- dość luźno, zdaje się --
na autentycznej postaci prawnika, który swoją działalnością w
londyńskim Old Bailey przyczynił się do zmian w prawie oraz praktyce
sądowej, szczególnie zwiększenia praw oskarżonych, z prawem do
reprezentacji i domniemania niewinności na czele. Garrow
przedstawiony na ekranie to zaś młody człowiek zasad, bezkompromisowy, pełen pasji, poruszony widzianymi w systemie i
w społeczeństwie ogółem niesprawiedliwościami. Sprawy, z którymi bohater serialu występuje przed
sądem, scenarzyści wygrzebali w archiwach sądowych (choć, co
ciekawe, w rzeczywistości w części z nich prawdziwy Garrow występował po
drugiej stronie barykady). Jak się łatwo domyślić,
swoją działalnością wkrótce zwraca na siebie uwagę potężnych ludzi
zupełnie niezainteresowanych jakimikolwiek zmianami w systemie -- bo
będących jego beneficjentami. A od takiej uwagi już tylko krok do
kłopotów. Tym większych, że jednym z tych potężnych ludzi jest mąż
kobiety, która na Garrowa zaczyna spoglądać coraz przychylniejszym okiem
-- z wzajemnością zresztą.
Jest to jeden z tych seriali, co do których moim zarzutem jest tylko
jedno: że jest, brytyjskim zwyczajem, krótki. Ledwie trzy serie po cztery odcinki. Mam też nieodparte skojarzenie ze szwedzkim "Anno 1790":
nie tylko zbliżony okres historyczny, ale też główny bohater usiłujący walczyć z
niesprawiedliwym, skostniałym systemem, a także z dylematem
moralno-społecznym w postaci miłości do dzielącej bohatera system wartości żony innego, wyżej postawionego
mężczyzny. Oczywiście Szwedzi, jak to Szwedzi, bardziej rzecz w sobie duszą i cierpią wewnętrznie. Brytyjczycy też mieli wyraźnie większy budżet -- choć w odróżnieniu od Szwedów rynnami się, jak zaobserwowałam, nie przejmowali. A może po prostu w Londynie zainstalowano je dużo wcześniej, niż w Sztokholmie...
Znajomi:
Główne role grają tu Andrew Buchan ("Cranford" & "Return to Cranford", "Party Animals", "Jane Eyre"), Lyndsey Marshal (druga seria "Being Human"), Alun Armstrong ("Henryk IV" w niedawnej serii ekranizacji Szekspira "The Hollow Crown", prywatnie ojciec Joe Armstronga, który tam też grał jego syna, a także na przykład Allana A Dale'a w "Robin Hoodzie") czy Rupert Graves (m.in. "Sherlock", "Made in Dagenham" i parę innych rzeczy). Więcej mniej lub bardziej znajomych twarzy przewija się oczywiście od czasu do czasu w tle.
"Garrow's Law" na:
Tu można obejrzeć (prawie) całość.
2 komentarze:
A tak, widziałam na Viasat History przypadkiem fragment odcinka i zastanawiałam się, skąd znam głównego bohatera! St. John z "Jane Eyre", ha!
Ach, brytyjska telewizja! Pięciu aktorów i trzy dekoracje na krzyż;)
M.
Prześlij komentarz