niedziela, 25 stycznia 2015

Marco Polo (2014- )


Tak się składa, że właśnie niedawno przeczytałam "Opisanie świata" Marco Polo. Jest to dzieło fascynujące i nudnawe zarazem. Fascynujące jest pierwsze spojrzenie człowieka Zachodu na Azję, jego zachwyt i próby zrozumienia tego, co jest mu obce, nieznane, niepojęte. Nudnawe jest natomiast to, że księga -- licząca sobie ponad 700 stron, w tym jakaś 1/3 to przypisy -- jest tym właśnie, co obiecuje polski tytuł: opisem. Znajdziemy tam więc całe fragmenty napisane według schematu: "O dwa dni drogi na wschód znajduje się miasto X. Żyjący tam ludzie są bałwochwalcami i poddanymi wielkiego chana, używają papierowych pieniędzy. Nie ma tam nic ciekawego, więc pójdźmy dalej. O trzy dni drogi od miasta X znajduje się miasto Y. Żyjący tam ludzie są bałwochwalcami i poddanymi wielkiego chana, używają papierowych pieniędzy. Nie ma tam nic ciekawego, więc pójdźmy dalej...". Akcji tu w zasadzie brak, z wyjątkiem pierwszej księgi i wzmianek o kilku bitwach, za każdym razem opisanych według tego samego schematu, z użyciem powtarzających się sformułowań.

Z powyższego łatwo wywnioskować, że serial "Marco Polo" nie jest adaptacją Marcowej księgi. Jest raczej na jej temat luźną fantazją -- z akcentem na słowo "fantazja". Mamy tu akcję i dramat, intensywne emocje, dworskie intrygi, sceny bitewne, postaci o perfekcyjnych umiejętnościach w zakresie sztuk walki mimo trybu życia pozornie nie dającego możliwości na ich opanowanie (ale co tam, wszak to Azjaci, wszyscy Azjaci znają sztuki walki, prawda...?). Mamy czarny charakter, po którym łatwo poznać, że jest czarnym charakterem nie tylko dlatego, że jest okrutny i nieprzewidywalny, ale również dlatego, bo ma dziwaczne hobby. Mamy niewidomego mistrza Jedi. Mamy anachroniczne posługiwanie się przez XIII-wiecznych bohaterów współczesnymi pojęciami i sposobami myślenia oraz lekceważące podejście do faktów historycznych. Mamy wreszcie wciskanie w każdym odcinku zupełnie nieuzasadnionej i niepotrzebnej nagości. Zdaje się, że ostatnimi czasy pokazywanie jej przy każdej najmniejszej okazji, a nawet i bez niej, świadczyć ma niby, że daną produkcję należy traktować Naprawdę Poważnie. A nie, na ten przykład -- co niestety wydaje mi się dużo bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem -- że jej twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i nastawili się na target pod hasłem "napaleni nastoletni chłopcy." Tudzież nawiązują łączność ze swoimi wewnętrznymi napalonymi nastoletnimi chłopcami. Tak czy siak, nie podoba mi się to. Bardzo mi się nie podoba.

Pozostałe wymienione sprawy nie rażą już tak bardzo, szczególnie biorąc pod uwagę konwencję serialu przygodowego. Z drugiej strony można tu napatrzeć się na piękne kostiumy (już od dawna wiadomo, że mam słabość do kostiumów) i dekoracje oraz plenery, a fabuła trzyma na ogół jako taki poziom. Choć fajerwerków pod tym względem też, z drugiej strony, oczekiwać nie należy.

W każdym razie, czeka nas ponoć drugi sezon, na co z pewnością liczyli twórcy umieszczając na samym końcu pierwszego scenę, która miała zapewne być wielce zaskakująca, ale przyznam, że nie zdołałam się zdziwić, bo z bardzo odwróciła moją uwagę jej idiotyczność. Pozostaje mieć nadzieję, że być może drugi sezon zostanie również wykorzystany do wysłania Marco w końcu do Indii, a widz dowie się, co, u licha, stało się z jego ojcem i wujem, których twórcy serialu uprzejmi byli pozbyć się z fabuły na większość sezonu.

Znajomi:
Z pewną trudnością przyszło mi traktować wielkiego chana Kubilaja z pełną powagą odkąd zdałam sobie sprawę, skąd kojarzę grającego go aktora, a mianowicie z jednego z odcinków niepoważnego sitcomu "The IT Crowd":) A poza tym ojca Marco gra Pierfrancesco Favino, który grał w "Księciu Kaspianie".

"Marco Polo" na:
Filmwebie
IMDb

piątek, 23 stycznia 2015

Zbrodnia (2014)


Jak wiadomo, rzadko mi się zdarza sięgać po polskie seriale. Dla tego zrobiłam wyjątek, bo dzieje się w moich okolicach -- w rodzinnej Gdyni i ukochanym Helu -- co tak rzadko zdarza mi się oglądać na ekranie. W końcu jak często mam szansę się czepiać, że w jednym ujęciu widzimy bohatera idącego w jedną stronę, a w następnym, chwilę potem, jest po przeciwnej...?

"Zbrodnia" (cóż za szalenie oryginalny tytuł, swoją drogą...) jest remakiem pierwszego sezonu szwedzkiego serialu "Morden i Sandhamn", który z kolei jest adaptacją powieści kryminalnej Viveki Sten "I de lugnaste vatten". Nie znam żadnej z wyjściowych pozycji, dlatego nie będę porównywać. Jednak szwedzki rodowód jest tu widoczny, mimo ciekawego pomysłu zaadaptowania historii do polskich warunków: na przykład każdy bohater ma domek letniskowy, a bohaterowie wciąż podróżują gdzieś łódkami, statkami i motorówkami (gdyby to naród szwedzki zamieszkiwał południowe wybrzeże Bałtyku, bardzo prawdopodobne, że głównym sposobem komunikacji między Półwyspem Helskim a miastami nad Zatoką Gdańską byłaby komunikacja morska. Że jednak zamieszkują je lądolubni Polacy, z Gdyni do Helu dostać się jest znacznie łatwiej samochodem). Z drugiej strony, twórcy polskiej wersji poczynili pewne wysiłki w celu wykorzystania lokalnych elementów, na przykład militarnej przeszłości Helu i wszechobecnych tam bunkrów. A Gdynia jest filmowana tak, żebyśmy ani na chwilę nie zapomnieli, że jesteśmy nad morzem: w niemal każdym ujęciu widać jeżeli nie je same, to chociaż dźwigi portowe lub przynajmniej Sea Towers. No tak, pokażmy widzowi z głębi lądu egzotykę!

Co do fabuły serialu, to jest ona mocno taka sobie. Mam szczerą nadzieję, że prawdziwi gdyńscy policjanci nie pracują tak, jak ci przedstawieni na ekranie. Nasz główny bohater, pan pożal się Boże komisarz, jest ostatnią ciapą, która ze względu na psychiczne rozsypanie w ogóle nie powinna być dopuszczona do tego rodzaju pracy, jest niesubordynowany i nie umie pracować w zespole ani wyszukiwać elementarnych dla śledztwa informacji oraz wyznaje złotą zasadę wszystkich ekranowych twardzieli: "prawdziwy mężczyzna nigdy nie prosi o wsparcie". Nie jest więc jakimś szczególnym zaskoczeniem, że wszystkich ważnych dla śledztwa odkryć dokonuje nie on, ale jego szkolna koleżanka, nieszczęśliwa żona bogatego gdyńskiego biznesmena o gwałtownej i niesympatycznej naturze. I właściwie to ona rozwiązuje zagadkę. Mam nadzieję, że po zakończeniu akcji serialu rzuci męża i założy prywatną agencję detektywistyczną, albo wstąpi do policji, żeby ją nauczyć, jak się rozwiązuje sprawy kryminalne bez wpadek na każdym kroku.

Podsumowując, serial wart obejrzenia tylko ze względu na krajobrazy.

"Zbrodnia" na:
IMDb
Filmwebie
Wikipedii