środa, 14 maja 2014

Once Upon a Time in Wonderland (2013-2014)


"Once Upon a Time in Wonderland" to spin-off serialu "Once Upon a Time". Przypomnijmy, że w oryginalnym serialu mamy najróżniejsze postaci ze znanych baśni i kilka z innych popularnych opowieści oraz zdolność do przenoszenia się między różnymi światami o różnym stopniu magiczności. Tytułowa Wonderland, Kraina Czarów -- ta od "Alicji w Krainie Czarów" -- w której dzieje się większość niniejszego serialu, jest właśnie jednym z tych światów. Bohaterowie są zaś mieszanką postaci głównie z "Alicji" i "Aladyna" (choć samego Aladyna tu nie spotkamy), choć i tu nie brak crossoverów między opowieściami. Co zaś do postaci z oryginalnego serialu, pojawiają się tu zaledwie dwie. Choć podobno postaci ze spin-offu mają się pojawić w jednym z przyszłych sezonów oryginału.

"Once Upon a Time in Wonderland" powtarza kilka z grzechów oryginału: jeszcze częściej mówi się tu, w sposób przyprawiający o mdłości, o True Love, a czarne charaktery są jeszcze bardziej przerysowane. Równie wyraźnie też widać, że dla Amerykanów podstawowymi wersjami baśni, które Europejczycy poznają przede wszystkim z książek, są wersje filmowe, szczególnie disneyowskie. Cóż, taka widać specyfika tej kultury. Z drugiej strony, ponieważ opowiedziana tu historia od początku pomyślana była na jeden sezon i z góry zaplanowana, jest bardziej spójna (choć też bez przesady. Na przykład próby rozkminienia zasad rządzących istniejącą w tym świecie magią -- które to zasady są dość ważnym elementem fabuły -- mogą spowodować ból głowy) i mniej jest zbędnych, nie wiadomo czemu służących wątków. Poza tym, jest zdrowa dawka sarkazmu przeciw maślanym gadkom o miłości w wykonaniu jednej z głównych postaci. I te kostiumy, ach! Nawet dla nich samych chce mi się to oglądać.

Znajomi:
W jednej z głównych ról zobaczymy tu Toma z "Being Human" (czyli Michaela Sochę), a najczarniejszego z tutejszych czarnych charakterów gra Naveen Andrews, czyli np. Sayid z "Lost" (nic w tym dziwnego, jakaś połowa oryginalnego "Once Upon a Time" powtarza się z "Lostów", bo wszystkie te trzy seriale mają tych samych twórców). Choć jeżeli ktoś orientuje się choć trochę w kinie inspirowanym indyjskim, może kojarzyć go również ze zgoła innej roli;)

"Once Upon a Time in Wonderland" na:

sobota, 3 maja 2014

Green Wing (2004-2006)

"Green Wing" to sitcom o szpitalu -- ale nie medyczny, bo pacjentów i ich problemów zdrowotnych nie zobaczymy tu prawie wcale. Z rzadka tylko przewijają się na trzecim czy czwartym planie, akcja zaś koncentruje się na pracownikach szpitala i ich życiowo-sercowo-łóżkowych perypetiach, nieraz bardzo dziwacznych. Bo serial to z tych absurdalnych, z galerią postaci i ich zachowań od prawie normalnych, przez posiadających różne dziwactwa, z lekka stukniętych po zupełnie odjechane. Jak Czytacze wiedzą, lubię absurdalny, brytyjski humor; lubię też cięte dialogi i odjechane pomysły. Wszystko to znaleźć można w tym serialu i pod tymi względami przemawia on do mnie i do moich gustów. Co z drugiej strony do mnie nie przemawia, to humor oparty na wyśmiewaniu się z czyjejś życiowej ciapowatości, "zabawnych" nieporozumieniach, stereotypach i molestowaniu seksualnym bohaterów obojga płci. Nie wywołuje też mojego entuzjazmu wyglądający chyłkiem zza fabuły, mimo pozornego obyczajowego wyzwolenia, dość konserwatywny światopogląd. Innymi słowy: poziom humoru, jak i całego serialu, jest dość nierówny. Mimo to jednak rzecz jest wciągająca.

Ciekawostką jest to, że serial kręcono w prawdziwym szpitalu, a właściwie dwóch, nie przerywając ich zasadniczej pracy. Poza tym, część scen jest improwizowana.

Zwiastuna nie znalazłam, więc tylko zalinkuję coś w rodzaju best of.

Znajomi:
Obsada "Green Wing" jest w zasadzie mieszanką obsad "Black Books", "Spaced", "Twenty Twelve" i "Mirandy", z tylko kilkoma domieszkami spoza tej listy. Że wspomnę chociażby Tamsing Greig, czyli Fran z "Black Books".

"Green Wing" na: