niedziela, 22 grudnia 2013

Miss Fisher's Murder Mysteries (2012- )


Zaplanowałam sobie obejrzenie dwóch dobrze się zapowiadających skandynawskich seriali, ale zdążyłam dotrzeć jedynie do połowy pierwszej serii jednego z nich, kiedy zaczęła się zima i w związku z tym oglądanie czegokolwiek skandynawskiego stało się zupełnie wykluczone. Przeciwnie, nadszedł czas na seriale eskapistyczne, kolorowe i dostarczające beztroskiej rozrywki. Ledwo zaczęłam się za czymś takim rozglądać, gdy Facebook podpowiedział mi polubienie strony serialu "Miss Fisher's Murder Mysteries". Zazwyczaj nie zwracam uwagi na fejsbukowe podpowiedzi, ale tym razem, po tym, jak wyskakiwała mi ona już któryś dzień z rzędu, w końcu zaintrygowała mnie na tyle, żeby sprawdzić, o co chodzi.

No i już wiem: chodzi o australijski serial detektywistyczny, adaptację serii powieści tamtejszej pisarki Kerry Greenwood, rozgrywających się w Melbourne w późnych latach 20. i opowiadających o niejakiej Phryne Fisher, kobiecie majętnej i bywałej w świecie, obdarzonej licznymi talentami i umiejętnościami, korzystającej z życia bez żadnych ograniczeń, o stylu życia i poglądach zgoła nieprzystających do początku zeszłego wieku. No i poza tym parającą się pracą detektywistyczną. Nie należy się po tym serialu spodziewać zbytniego realizmu: rozgrywa się on w świecie, w którym wszyscy bohaterowie prezentują się zawsze jak świeżo spod krawieckiej igły i od fryzjera, mimo gorącego australijskiego klimatu i oddawania się takim czynnościom jak pogonie za przestępcami, walki wręcz i z użyciem różnorakiej broni palnej oraz białej, wspinanie się po ścianach budynków czy oglądanie, nieraz dość krwawych, miejsc przestępstw; w którym morderstwa zdarzają częściej niż kradzieże rowerów, a całe Melbourne zdaje się mieć tylko dwóch policjantów, którym poza tym nie przeszkadzają cywile permanentnie wtrącający się w śledztwo, a wręcz są gotowi na żądanie tych cywilów rzucić posterunek i wyjechać pomagać w śledztwach na peryferiach; w którym bohaterka w niemal każdym odcinku objawia jakiś nowy talent (m.in. języki, śpiew, różnorakie rodzaje tańca, brawurowa jazda samochodem, pilotowanie samolotu, no i mistrzowskie posługiwanie się swoim nieodłącznym złotym rewolwerem i nożem ukrytym w pończosze) i równie często znajduje sobie nowych kochanków oraz w którym para bohaterów będzie się bujać z wzajemnym ku sobie się maniem przez dwa sezony i nic z tym nie zrobi oprócz okazjonalnego słania sobie znaczących spojrzeń i rzucania dwuznacznych komentarzy. To jest właśnie taki rodzaj serialu -- ale w tym jego czar. W tym oraz w pięknych kostiumach (ach, kreacje Phryne!) i dekoracjach, interesujących bohaterach -- w tym, jak to miło oglądać, dużej proporcji ciekawych postaci żeńskich -- błyskotliwych dialogach oraz ogólnym uroku radosnej beztroski epoki jazzu sprzed wielkiego kryzysu.

Skandynawskie seriale będą zatem musiały poczekać do wiosny, a tymczasem trzymam mocno kciuki za to, żeby australijska telewizja zdecydowała się na wyprodukowanie trzeciej serii przygód panny Fisher.

Znajomi:
Myślałam, że w australijskim serialu nie mam szans wypatrzyć żadnych znajomych, ale oto już w pierwszym odcinku pojawiła się Miranda Otto, czyli Eowina z adaptacji Władcy Pierścieni.

"Miss Fisher's Murder Mysteries" na:

Brak komentarzy: