czwartek, 5 stycznia 2012

The Borrowers (2011) & Lost Christmas (2011)

Na Boże Narodzenie BBC przygotowało wcale niezłą ofertę dla młodego widza. Odcinek specjalny "Doktora" był wprawdzie taki sobie, ale można było znaleźć dla siebie też coś innego. W dwóch poniższych przykładach mamy: kilkunastoletniego chłopca, jego pozornie lub realnie tracącą kontakt z rzeczywistością babcię, utratę rodzica/rodziców, kłopoty finansowe (odpowiedź telewizji dla młodego widza na kryzys?) oraz antyk o dużej wartości.

"The Borrowers"



Czytaczom niezaznajomionym z tematem Pożyczalskich wyjaśnię może na wstępie, że to rasa małych ludzi, stworzonych w serii książek dla dzieci przez Mary Norton. Mieszkają oni na obrzeżach naszego, ludzkiego świata -- na strychach, pod podłogami itp. -- i żyją z "pożyczania" (nie kradzieży, jak podkreślają) od nas różnych większych i mniejszych przedmiotów.

Nie czytałam książek o Pożyczalskich ani nie oglądałam wcześniejszych adaptacji, więc do niniejszej podeszłam bez uprzedzeń i oczekiwań. A raczej owszem, miałam oczekiwania, ale związane z obsadą. Bo występuje tu Christopher Eccleston jako nadopiekuńczy ojciec pożyczalskiej rodziny Clocków i Stephen Fry w -- rzadkość! -- negatywnej roli. Choć uwaga skupia się na młodszych bohaterach: Arrietty, marzącej o odkrywaniu świata poza tym pod podłogą pewnego londyńskiego domu (nieodłączna cecha filmowych dzieci nadopiekuńczych rodziców) oraz Jamesie, małoletnim mieszkańcu tego domu, który odkrywa obecność Pożyczalskich, a następnie pomaga im wyrwać się ze szponów szalonego naukowca (to właśnie Fry) i jego jeszcze bardziej szalonej asystentki. Adaptacja ta jest wprawdzie bardzo luźno oparta na książkowym oryginale, ale to i tak bardzo sympatyczny film. Szczególnie podbiła moje serce -- oprócz znajomych i nieznajomych aktorów -- scenografia zminiaturyzowanego pożyczalskiego świata, a także krótkie animacje, które przetykają akcję.

"The Borrowers" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

"Lost Christmas"



To opowieść bardziej ponura. Dość powiedzieć, że zaczyna się od śmierci rodziców głównego bohatera, a dalej mamy jeszcze między innymi: utonięcie, zamarznięcie na śmierć, kradzieże mienia, zaginionego psa, rozpady małżeństw, Alzheimera i niewyrozumiałą pomoc społeczną. Zupełnie nie to, co widzowi mogłoby się skojarzyć z jednym z najśmieszniejszych Brytyjczyków, Eddiem Izzardem. A on właśnie gra tu jedną z głównych ról, tajemniczą postać o nieprzypadkowym imieniu Anthony. Nieprzypadkowym -- święty Antoni to wszak patron rzeczy i ludzi zagubionych, a Anthony w filmie zajmuje się znajdywaniem: rzeczy i ludzi zagubionych dosłownie lub w przenośni. Historia to może nie jakaś szczególnie wybitna, ale zarazem trochę wzruszająca i trochę baśniowa -- sam Izzard określił ją miejską baśnią. Po jej obejrzeniu nie jestem jednak przekonana, czy umie on grać -- chyba będę jeszcze musiała obejrzeć "Wyspę skarbów", żeby się upewnić:) Oprócz Eddiego wśród znajomych są tu zaś nasz wspólny przyjaciel oraz Herrick z "Being Human".

"Lost Christmas" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

Brak komentarzy: