czwartek, 19 stycznia 2012

Treasure Island (2012)



Znajomi:
Dziś wyjątkowo zacznę od znajomych, bo jest to jedna z tych produkcji, co do których zadecydowałam, że muszę je obejrzeć, jak zobaczyłam obsadę. Eddie Izzard jako Long John Silver to już dość, żeby wzbudzić moją ciekawość, ale to dopiero początek: Philip Glenister (który twierdzi, że w konstruowaniu roli inspirował się Kermitem), Rupert Penry-Jones (z pięknym koronkowym żabotem), Daniel Mays, Donald Sutherland, Elijah Wood (w charakteryzacji ściągniętej chyba z Tima Minchina), a także Keith Allen (Szeryf z Nottingham, choć konia z rzędem temu, kto go rozpozna, chyba że po głosie) i nie tylko.

"Wyspę skarbów" czytałam kiedyś, dawno, a z wcześniejszych ekranizacji widziałam tylko jedną, animowaną Disneyowską (i należę do tej zdecydowanej mniejszości, której się ona podobała; a pomysł połączenia osiemnastowiecznych żaglowców z science fiction uważam za tak odjechany, że aż fajny). Dlatego też ciężko mi ocenić wierność tej adaptacji oryginałowi -- na pewno dodano parę wątków (żona Silvera i jej wspólne przygody z panią Hawkins, niepohamowana chciwość Trelawneya) oraz zmieniono zakończenie, o czym jeszcze za moment. Powiedzieć natomiast mogę, że to całkiem niezły film przygodowy, z rozmachem zmierzającym bardziej w stronę filmu kinowego niż telewizyjnego, barwnymi postaciami (nie jakoś szczególnie psychologicznie głębokimi, ale nie wymagajmy zbyt wiele po tym gatunku), Izzard jako Silver jest przyjemny dla oka (bardziej przekonujący niż jako Anthony w "Lost Christmas", ale może po prostu barwny piracki image, z intensywnym eyelinerem na czele, bardziej pasuje do jego emploi) -- i w ogóle dobrze się to ogląda. Ale niestety: do czasu. Aż nie nastąpi zakończenie, które jest idiotyczne. Proponuję więc obejrzeć, ale podarować sobie ostatnich 10 minut, w ten sposób pozostając ze wspomnieniem fajnego przygodowego filmu.

"Treasure Island" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

Eddie Izzard opowiada o filmie w talk show Grahama Nortona (a potem przychodzą Jude Law i Robert Downey Jr. i robi się wesoło).

Brak komentarzy: