czwartek, 28 lipca 2011

Neverwhere (1996)

Filmy i seriale będące adaptacjami powieści to nic szczególnego. Większą rzadkością jest przypadek przeciwny, z którym to właśnie mamy do czynienia przy okazji "Neverwhere". Neil Gaiman napisał tę historię najpierw jako scenariusz serialu dla BBC, dopiero potem przerobił ją na powieść, w której zawarł pomysły, których, ze względu na budżet telewizyjnej produkcji, nie mógł uwzględnić w serialu.

"Neverwhere" opowiada o Richardzie Mayhew, londyńczyku (choć rodem ze Szkocji), który pewnego dnia pomaga napotkanej na ulicy dziewczynie i za jej sprawą zostaje wciągnięty do tajemniczego świata Londynu Pod (jej, ludzie, naprawdę tak to się po polsku nazywa...?), gdzie spotyka masę ekscentrycznych postaci i przeżywa różne przygody, których nie będę tu wymieniać czy streszczać, chociażby dlatego, bo uważam, że wyrażona w jakimkolwiek innym języku niż angielski historia ta traci jakąś połowę swojego sensu...

London Below to według mnie jeden z najfantastyczniejszych spośród fantastycznych wymysłów Gaimana. Świat wysnuty z i wpleciony w tkankę realnego, istniejącego miasta, jego alternatywna wersja - albo uzupełnienie. Części i dzielnice Londynu, szczególnie nazwane od nich przystanki metra, ożywają: w Blackfriars rzeczywiście żyją mnisi, Hammersmith rzeczywiście jest kowalem, Earl's Court - dworem earla, a Angel - aniołem. Bo też właśnie londyńskie metro i ogółem wszystko, co znajduje się pod powierzchnią miasta, gra tu szczególną rolę i staje się podstawą stworzonej przez Gaimana miejskiej mitologii. Zdaję sobie sprawę, że w zasadzie jest to historia o ludziach bezdomnych i wyrzuconych poza margines społeczeństwa, która to świadomość czyni ten świat raczej ponurym - ale jeżeli go rozpatrywać samego w sobie, tylko jako świat fantastyczny (coś jak rozpatrywanie Narni z pominięciem chrześcijańskich odniesień:)), wizja ta wydaje mi się fascynująca. Być może dlatego, że jestem mieszczuchem z krwi i kości, a postrzeganie miasta jako żywego, rozwijającego się środowiska jest mi bliskie - choć w mieście tak dużym jak Londyn nigdy nie mieszkałam. Autorzy fantasy natomiast na ogół jednak wolą budować swoje fantastyczne światy w dziczach i głuszach*.

Napisawszy to wszystko, muszę jednak dodać, że od serialu dużo bardziej podobała mi się powieść, chyba właśnie z tego powodu, dla którego Gaiman postanowił ją napisać: techniczne i finansowe możliwości telewizji nałożyły na twórców ograniczenia, które pisarza nie obowiązują - a już na pewno nie pisarza tej klasy. Opowieść w serialu jest spłaszczona i przycięta do kształtów i rozmiarów, na jakie telewizja połowy lat 90. pozwalała.

Znajomi:
Właściwie to warto wspomnieć jedynie Tamsin Greig...

"Neverwhere" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie

Na YT ciężko znaleźć cokolwiek, nawet zwiastuna mi się nie udało wypatrzyć - jedynie kilka fragmentów wstawionych tam przez samo BBC.

* Ankh-Morpork Pratchetta uznać można za drugi wyjątek od tej reguły.

2 komentarze:

monika pisze...

To nie jest do końca tak z tymi głuszami. Na pewno kiedyś tak było, co po częsci wynika z tego że duża część fantastyki jest ściągnięta z Tolkiena :P Masz chyba rację co do Warszawy - obawiam się że żadne bazyliszki i złote kaczki nie przyeżyły tego, co się tam działo :( Ale piwnice Krakowa roją się od dziwnych stworów i tajemnych bractw, patrz na przykład cykl "Kuzynki" Pilipiuka

martencja pisze...

Taka warszawska opowieść musiałaby być niesamowicie mroczna... Bestia londyńska to pikuś w porównaniu, obawiam się.

A podziemia Krakowa są nawet u Gaimana - w "The Graveyard Book" ścigają Smoka Wawelskiego. Choć to wątek epizodyczny.

M