Nie należy mylić tego "North & South" z serialem z Patrickiem Swayze pod tym samym tytułem. Ten jest ekranizacją XIX-wiecznej powieści angielskiej pisarki Elisabeth Gaskell, opowiadającej o trudnym i dość ponurym procesie industrializacji, a na jej tle -- historii miłosnej trochę jak z "Dumy i uprzedzenia". Główną bohaterką jest Margaret Hale, właścicielka najbrzydszego kapelusza w historii brytyjskiej telewizji, która na początku serialu zmuszona zostaje do przeprowadzki z idyllicznego, wiejskiego, filmowanego w podnoszących na duchu pastelach południa Anglii na industrialną, szaro-czarną północ. Wszystko tam jest dla niej przykrym szokiem: miasto (fikcyjne, ale wzorowane na Manchesterze Milton), dominujące jego krajobraz i życie społeczne przędzalnie bawełny, panujące tam warunki bytowe i obyczaje, a nade wszystko właściciel jednej z fabryk, niejaki John Thornton, którego jedynymi zaletami wydaje się być to, że dobrze wygląda w czarnym i pięknie cierpi. Jak łatwo się domyślić, Margaret zmieni zdanie co do przynajmniej niektórych z tych rzeczy, inne zaś będzie próbowała polepszyć, na przykład zaprzyjaźniając się z robotniczą rodziną Higginsów, a nawet z czasem dojdzie do wniosku, że jej ukochane południe nie jest takie idealne, jak zapamiętała. Tylko kapelusza niestety nie pozbędzie się aż do końca serialu. A wszystko to ukazane nam jest poprzez piękne zdjęcia i przy akompaniamencie jeszcze piękniejszej -- choć, wydaje mi się, trochę za smutnej jak na opowiadaną tu historię -- muzyki.
Znajomi:
Skoro napisałam, że Thornton dobrze wygląda w czarnym i pięknie cierpi, chyba już jasnym jest, kto go gra: tak, "North & South" jest kolejną pozycją, po którą sięgnęłam ze względu na Długonosego Ryszarda. I choć bywa, że zdarza mi się takiego postępowania żałować, to nie tym razem. Ryszard cierpi tu jeszcze piękniej niż w "Robin Hoodzie", bo bez moralnej ambiwalencji, za to z dodatkową dawką wzruszająco łamiącego się głosu. Podobno był on zresztą, jeszcze jako dość mało znany aktor, głównym powodem popularności serialu -- popularności, która zaskoczyła samo BBC, początkowo nawet nieplanujące wydawać "North & South" na DVD (zapewne właśnie dlatego nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnego oficjalnego zwiastuna do wklejenia na początku notki).
Nie znaczy to jednak bynajmniej, że Ryszard jest jedynym powodem, dla którego warto sięgnąć po ten serial. Scenariusz napisała Sandy Welch, której jest to kolejna -- po "Emmie", "Naszym wspólnym przyjacielu" i "Jane Eyre" -- adaptacja XIX-wiecznej literatury. I kolejna udana, na ile mogę to ocenić bez znajomości materiału wyjściowego.
A z aktorów znajomym jest jeszcze Rupert Evans, czyli Frank Churchill z "Emmy" i król Ryszard z "The Palace".
"North & South" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie
Pierwsza część na YT
Znajomi:
Skoro napisałam, że Thornton dobrze wygląda w czarnym i pięknie cierpi, chyba już jasnym jest, kto go gra: tak, "North & South" jest kolejną pozycją, po którą sięgnęłam ze względu na Długonosego Ryszarda. I choć bywa, że zdarza mi się takiego postępowania żałować, to nie tym razem. Ryszard cierpi tu jeszcze piękniej niż w "Robin Hoodzie", bo bez moralnej ambiwalencji, za to z dodatkową dawką wzruszająco łamiącego się głosu. Podobno był on zresztą, jeszcze jako dość mało znany aktor, głównym powodem popularności serialu -- popularności, która zaskoczyła samo BBC, początkowo nawet nieplanujące wydawać "North & South" na DVD (zapewne właśnie dlatego nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnego oficjalnego zwiastuna do wklejenia na początku notki).
Nie znaczy to jednak bynajmniej, że Ryszard jest jedynym powodem, dla którego warto sięgnąć po ten serial. Scenariusz napisała Sandy Welch, której jest to kolejna -- po "Emmie", "Naszym wspólnym przyjacielu" i "Jane Eyre" -- adaptacja XIX-wiecznej literatury. I kolejna udana, na ile mogę to ocenić bez znajomości materiału wyjściowego.
A z aktorów znajomym jest jeszcze Rupert Evans, czyli Frank Churchill z "Emmy" i król Ryszard z "The Palace".
"North & South" na:
IMDb
Wikipedii
Filmwebie
Pierwsza część na YT
6 komentarzy:
Oj, Ryszard jest boski w tym serialu!! I w ogóle mi się teraz nie podoba w innym stroju niż strój z epoki ;-)
Co do muzyki - trochę mi przypominały te smyczki soundtrack (świetny, notabene) do "Single man".
A z której epoki;)?
A kto napisał muzykę do "Single man"? Filmu nie widziałam, więc i soundtracku nie kojarzę.
M.
Nooo, z tamtej epoki ;-) Ewentualnie może być strój z każdej epoki, w której mężczyźni nosili garnitury i stójki (ach!)
Co do "Single man" - oj, no to tym razem ja polecam! Choćby i dla samego Colina Firtha i muzyki Abla Korzeniowskiego (Polak, i do tego Krakus ;-)).
A muzyka jest cudowna.
Dużo zwłaszcza wiolonczeli (do której mam słabość).
No tak, stójki trochę zawężają możliwości. Na przykład nie sądzę, że grając Thorina będzie nosił stójkę:P
Słyszałam wiele dobrych opinii o "A Single Man", nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć i się kiedyś zapoznać:) No i utwory, które zapodałaś, są rzeczywiście piękne. Odrobinę przypominają mi muzykę do "The Fountain", którą wielbię (sam film już nieco mniej - oglądany na dużym ekranie jest wbijająco-w-fotel piękny, ale jak się człowiek później zacznie nad nim zastanawiać, to się może wydawać troszeczkę bez sensu;]).
M.
ech, i znów Ryszard.... chociaż muszę przyznać, że we wcieleniu 'z innej epoki' jest bardziej znośny, a nawet niezły;)
Jak możesz, powtarzam: jak możesz narzekać na Ryszarda??? To jakieś wynaturzenie:P! "Znośny", też coś...
M.
Prześlij komentarz